Jola
Zarząd - SKJ Lesiów
Dołączył: 20 Lip 2005
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Radom
|
Wysłany: Pią 20:13, 11 Lut 2011 Temat postu: Potrzebna pomoc po wypadku jeździeckim |
|
|
Drodzy klubowicze i nie-klubowicze,wszyscy, którzy odwiedzacie to forum. Wstawiam kopię postu, jaki ostatnio pojawił się na "ogólnopolskich" forach końskich. Jest to prośba o pomoc, np. przekazanie 1% podatku na rzecz dziewczyny po ciężkim wypadku jeździeckim. Mnie bardzo przejął Jej los. Może ktoś z Was będzie również mógł pomóc.
"Wagary i ucieczka do koni. Dni spędzone w stajni, na pastwisku, placu. Obozy, szkolenia, zawody, treningi, wszystko w gronie wspaniałych ludzi połączonych pasją, tworzenie więzi ze swoimi kopytnymi partnerami. Sposób życia.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zapewne wielu z was zna ten obraz doskonale.
Nie byłam wyjątkiem. Mam 20 lat, od 10ciu konie były moją jedyną pasją. Zaczynałam jak każdy, rekreacyjna stajnia. Z czasem powstawały dziecięce marzenia o wielkich jeździeckich podbojach, podziw gracji i techniki zawodowców. Pierwsze końskie miłości, codzienne odkrywanie nowych horyzontów, poznawanie ludzi, letnie obozy. Przyjaźnie na całe życie, z czasem rosnące ambicje. W wieku 13 lat podjęłam się trenowania skoków na koniu prywatnym, gdzie bardzo szybko doszłam do wysokości kl N. Później powrót do amatorskiej sekcji ujeżdżeniowej, w wieku 15 lat wstąpiłam w szeregi AZS Olsztyn. W międzyczasie zaczęłam szkolenia WKKWistyczne oraz podjęłam się pracy dorywczej w stajni agroturystycznej, oraz przygotowywałam konie do czempionatów.
Nastąpił rozłam w towarzystwie, większa część odeszła z klubu. Sama podjęłam się jeżdżenia koni prywatnych, zajeżdżania młodych, korekcji trudnych, szkolenie ujeżdżeniowe i podstawowe skokowe. Wtajemniczanie w metody naturalne. Mając 17 lat trafiłam również do stajni Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdzie zajmowałam się całą organizacją.
Pół roku przerwy z przyczyn niefizycznych.
Parę miesięcy spędziłam jako jeździec wyścigowy w prywatnym ośrodku treningowym.
Później rozpoczęłam ukierunkowaną pracę ujeżdżeniową ze świeżym, 3 letnim ogierkiem arabskim. W tym czasie na sezon halowy wróciłam do stajni akademickiej, gdzie odzyskałam dawną iskrę i rozpoczęłam zupełnie nowy rozdział. Wtedy też akurat skończyłam edukację w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Po maturze zdecydowałam się wyjechać do pracy do Niemiec, w nadziei na rozwój swoich umiejętności. Zaczęło się tournee.
Na pierwszy ogień przeszłam egzaminy w stajni ujeżdżeniowej pod Neubrandenburgiem i dostałam się na stanowisko berajtra młodych koni.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Później przez Holandię i UK, do Irlandii, gdzie spędziłam 2 miesiące. Poznałam pracę jeźdźca zawodowego, szaleństwo od 6 do 18, do 12 koni dziennie. Powrót do Polski, gorące powitania w jeździeckim gronie. Wtedy też dostałam propozycję współtworzenia ośrodka treningowego dla koni ujeżdżeniowych pod Olsztynem, tuż przy moim domu. Postanowiłam wyjechać po raz ostatni, do prestiżowej stajni pod Hannoverem aby jeszcze się doszkolić. Wtedy pierwszy raz od wielu lat, trafiłam na wspaniałego, konkretnego trenera, który planował mi już „karierę” ujeżdżeniową w Niemczech. Tamtejsze konie były z światowej czołówki, cenione na setki tysięcy. Moja bajka toczyła się.
Do czasu..
22 listopada 2010 uległam wypadkowi. Nie jestem w stanie powiedzieć co się stało. Mam kompletny zanik pamięci nawet z paru dni przed. Z relacji świadków spadłam i dostałam centralnego strzała kopytem w twarz. Helikopterem zostałam przetransportowana do jednej z najlepszych europejskich klinik. Tam stwierdzono praktycznie zmiażdżone kości twarzoczaszki. Wiele ran otwartych, ekstremalne wykrwawienie, do tego podejrzenie wylewu krwi do mózgu. Wpadłam w śpiączkę i śmierć kliniczną. Obudziłam się tydzień poźniej w stanie krytycznym na Hannoverskim OIOMie, z dokumentacji wyczytałam, że w tym czasie przeszłam 4 operacje. Dalej tygodniowe męki wychodząc ze środków narkotycznych. Chirurdzy potrzebowali czasu na komputerowe przygotowanie operacji, kiedy byli gotowi, mój stan nie pozwalał na zabieg. Trzeba było czekać.
8 grudnia 2010 w końcu nadszedł czas. Operacja trwała ok. 15 godzin. Usunięto wolne szczątki kości oraz stworzono rekonstrukcję całej twarzy na tytanowych implantach oraz przeszczepie immunologicznym z czaszki. Ponownie parę dni na OIOMie. Obudziłam się kilka dni później.
[link widoczny dla zalogowanych]
Nieszczęść nie był koniec. Okazało się, że przez złamanie oczodołu, gałka wpadła w dół i uległa uszkodzeniom. Cudem zachowały się nerwy wzrokowe i widzę na nie mimo wszystko.
21 grudnia 2010 przeszłam kolejną, 5 godzinną operację naginania siatek tytanowych, oraz określenia przyczyny zaburzeń ruchomości oka. Niestety nic nie zostało stwierdzone.
[link widoczny dla zalogowanych]
W dokumentacji napisane jest, że podstawowym tego czynnikiem jest ekstremalna opuchlizna, jednak możliwe są stałe uszkodzenia mięśni i nerwów okoruchowych, co jednak będzie można zbadać dopiero po wygojeniu ran poooperacyjnych.
Święta spędziłam w Hannoverskim szpitalu, jako jedyna osoba oddziału, która nie została wypisana. Dopiero 29 grudnia 2010 (akurat moje urodziny) wróciłam ambulansem do Polski.
Na miejscu trafiliśmy do rzekomo najlepszej specjalistki twarzowo-szczękowej w Olsztynie. Kobieta wykazała się skrajną niekompetencją, chcąc usuwać śruby, które – o zgrozo – są rusztowaniem całej tytanowej konstrukcji. Po wysłuchaniu kolejnych setek bzdur i dowodów głupoty, stwierdziła, że chce natychmiast zoperować oko, nie mając żadnych informacji ani badań, podczas gdy niemieccy chirurdzy, kazali czekać i nic nie robić parę miesięcy. W międzyczasie odstawiła mi przedwcześnie antybiotyk, po czym przebiła przetokę w ustach, co zapoczątkowało serię infekcji i stanów zapalnych w całym ciele. Wyżeniliśmy powrót do antybiotyku i uciekliśmy od niej czym prędzej. Obecnie wszelkie medykamenty przypisuje mi lekarz rodzinny.
Po miesiącu użerania się z ubezpieczeniem i robotą papierkową, nadszedł czas na kolejny problem. Część elementów tytanowych zespalających kości jest do wyjęcia w ciągu 9 miesięcy. Zbieraliśmy informacje, czy jakikolwiek chirurg w Polsce się tego podejmie. Konsultowaliśmy się z najlepszymi w kraju i niestety – zachodnia technika dopiero zaczyna u nas raczkować. Nikt nie wyjmie ze mnie tych elementów.
Zgodnie z ogólnoprzyjętymi zasadami powinny one zostać usunięte tam, gdzie były wkładane. Niestety NFZ jak zwykle zawodzi, nie chce mnie odesłać na koszt państwa. Pozostaje zrobić to na własną kieszeń.
Zajmują się mną obecnie rodzice. Zajmują się rynkiem nieruchomości, niestety jak wiadomo trwa kryzys w tej dziedzinie. Toniemy w długach. Do tego akurat wczoraj, 8.02.2011, mój ojciec wylądował niespodziewanie na stole operacyjnym z perforacją żołądka, ledwo uchodząc z życiem. Moja matka została sama z upadającą firmą, śmiertelnie chorym mężem i córką kaleką...
Koszty mojego leczenia w Niemczech, przekroczyły 200 tys zł, na szczęście ściągnięte dzięki karcie E-111 z kasy krajowej. W Polsce wciąż wychodzą kosmiczne sumy na leki oraz lekarzy. Przede mną jeszcze ok. 3 operacje, dużo zabiegów, konsultacji oraz długa rehabilitacja, a jesteśmy na finansowej krawędzi.
Zwróciliśmy się o pomoc do fundacji „Połączeni pasją”:
„Potrzeba założenia Fundacji „Połączeni Pasją" zrodziła się w środowisku artystów, sportowców, kaskaderów filmowych - osób, dla których realizacja własnych pasji wiąże się z nieustannym balansowaniem na krawędzi ryzyka. Niestety, zdarzają się wypadki czy inne nieprzewidziane okoliczności, które powodują, że ci tak wspaniali i silni ludzie wraz z rodzinami stają w obliczu choroby, kalectwa, bezradności.” [www.polaczenipasja.pl]
Dzięki ich pomocy, można przekazać 1% swojego podatku, na moje leczenie.
Niepełna, ale oficjalna diagnoza:
S01.85x3 - 3 otwarte rany głowy
S02.1 - Złamanie podstawy czaszki
S02.4 - Złamanie kości jarzmowej i szczęki
S02.2 - Złamania kości nosa
S02.3x2 - złamania dna obu oczodołów
S06.0 - Wstrząs mózgu
G96.0 - Wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego
R40.2 - Śpiączka
J96.0 - Ostra niewydolność oddechowa
Z93 - Tracheostomia
Z99.1 - Zależność od respiratora
J90 - Wysięk opłucny
J93.8 - Odma opłucna
D62 - Ostra niedokrwistość pokrwotoczna
E87.1 - Hipoosmolarność i hiponatremia
D68.8 - Zaburzenia krzepnięcia krwi spowodowane wycieńczeniem organizmu
F13 - Zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane przyjmowaniem substancji narkotycznych
R63.3 - Trudności w karmieniu i nieprawidłowe karmienie
K59 - Zaburzenia jelit spowodowanie karmieniem infuzyjnym
Reszty nie udało mi się rozszyfrować z niemieckiego, tłumacz przysięgły zawołał sobie 800zł za przetłumaczenie dokumentacji medycznej więc odpada.
I tu zwracam się z prośbą właśnie do Was. Nie licząc oka, którego stan pozostaje pod znakiem zapytania, choć wciąż jest możliwy jego powrót to pełnej sprawności, rokowania dla mnie są dobre. Możliwe, będę mogła po tym wszystkim wrócić do normalnego życia, a nawet do koni. Jednak jest to kwestia dalszej walki o zdrowie, długiej i mozolnej. W najlepszym wypadku do sprawności wrócę za ok pół roku.
Jednak potrzebna jest do tego pomóc osób z zewnątrz, inaczej po prostu sobie nie poradzimy z nawałnicą kosztów związanych z leczeniem. Wierzę, że uda mi się wrócić do tego co zaczęłam, bo tak naprawdę bez koni po prostu nie istnieję i nie chcę istnieć..
Aby przekazać podatek, należy wpisać KRS fundacji: KRS 0000264171 z dopiskiem: na leczenie Anny Nalazek.
Można również dokonywać darmowych wpłat charytatywnych na konto fundacji z tym samym dopiskiem:
BRE BANK S.A. OBD MultiBank 88 1140 2017 0000 45020587 7313
Bądź prywatne, co pozwoli nam szybciej skorzystać z pomocy i poddać się być może niektórym zabiegom już w marcu:
PEKAO SA 87 1240 1590 1111 0010 3274 1970
Dziękuję ogromnie wszystkim, którzy zdecydują się na jakąkolwiek pomoc. Takie nieszczęście może trafić każdego koniarza, bo takie są niestety prawa tej niebezpiecznej pasji.
Pozdrawiam..
A. Nalazek"
|
|